***
W lesie też za dużo nie oglądałem. Naprawdę wolałem zostawić
to sobie na później. Zobaczyć samemu. Ewentualnie z Rose… Ach, Rose. Ile ja bym
dał, aby dotknąć jej rudych włosów, aby znów ją pocałować, znów poczuć ten
dziwny magnes, który…
-Ej, Scorp! Jesz te kanapkę?- wesoły głos Freddy’ego obudził
mnie z wspominania tej boskiej dziewczyny. Spojrzałem na niego jednym z moich,
najczęściej do niego używanych, spojrzeń, pod tytułem „Freddy, to nie czas na
takie głupie pytania”. On najwyraźniej rozumiejąc tę minę, wzruszył ramionami i
chwycił jedną z moich kanapek z czekoladą. Tym razem to ja wzruszyłem ramionami
i zacząłem rozglądać się po okolicy.
Siedzimy na jednej z polan, na kocach, wśród wysokich traw. To
trochę śmieszne. Wydaje mi się, że tak spędzają czas czasami mugole. Siedzą na
dworze z takim dziwnym koszyczkiem, a w nim mają jedzenie. Widziałem takie
zdjęcie w jednym z albumów mojej mamy. Tam siedziała na kocu z jakimiś innymi
paniami. Wiem, że jedna z nich miała na imię Anja. Miała ciemnoblond włosy, tak
trochę za szyję, zielono- niebiesko- szare oczy i piękny uśmiech. Podobno te
oczy zmieniały jej się pod wpływem tego, że bawiła się kiedyś zaklęciami.
Ciekawa historia. Zawsze gdy wspominam historie, które opowiadała mi matka,
czuję się jak mały chłopiec. Jak taki malutki chłopczyk, który i tak
praktycznie nic wtedy nie rozumiał, ale i tak uwielbiał je słuchać. Pamiętam
jeszcze, że ta pani Anja, umiała zmieniać kolor swoich włosów- na przykład na
rude. Bardzo mi się to podoba. Z chęcią chciałbym zmienić swoje włosy na
niebieskie, zielone…
-Scorp, idziemy!- tym razem to Bert zabronił mi zagłębiać się
w wspomnienia. Jakoś mam niezwykłą ochotę na wspominanie. Taką jakby potrzebę.
Chyba to miejsce tak na mnie działa.
Wzruszyłem ramionami i razem z chłopakami wstałem, jak i
ruszyłem za profesor McHaven. Na pewno jak udam się nad jezioro, wtedy sobie
powspominam. Z chęcią wrócę do tamtych czasów.
***
-Rose? Tak, masz na imię?- jakaś dziewczyna, o ciemnej karnacji,
bursztynowych dużych, wręcz ogromnych oczach i brązowych włosach, falowanych aż
po brzuch, stała przede mną badając mnie wzrokiem.
-Em, tak, mam na imię Rose, a ty…
-Carmel Dyan- zawołała wesoło, przerywając mi i przy okazji
wciskając swoją rękę w moją, potrząsając nią, jakby nerwowo.- Razem, jeszcze z
dwoma innymi dziewczynami, będziemy dzielić namiot na pierwszą noc.-
uśmiechnęła się szeroko, a ja odwdzięczyłam się tym samym.
-Patrz, pani Wester nas woła.- mruknęłam, ale zanim zdążyłam
się zorientować, już byłam ciągnięta przez Carmel w stronę nauczycielki.
Kobieta, o kruczoczarnych włosach, upiętych w niechlujny kok,
stała przed mugolskim namiotem, rzucając jakieś zaklęcia.
-O witajcie dziewczyny!- zawołała zauważając naszą obecność.-
O! Widzicie tamte dwie dziewczynki? Ta blondynka to Alice, a tamta w lokach to
Debby!- zawołała wesoło kobieta, pokazując perliście białe zęby w niezwykle
miłym uśmiechu. Miała całą twarz w piegach, ale za to jakich ładnych. Moje
piegi chyba nie wyglądają tak dobrze…
Znów zostałam ciągnięta przez Carmel, tym razem w stronę Debby
i Alice. Brunetka od razu zaczęła rozmowę.
-Ja jestem Carmel Dyan, a to jest Rose Weasley.- powiedziała
wesoło, podając rękę najpierw Debby, potem Alice. Ja zrobiłam to samo.
-Ja, jestem Debby McHollygen. Ale wolę jak zwracają się do
mnie pod pseudonimem, Megan.- powiedziała, a jej ton ociekał wymądrzaniem. Taki
dumny, wyniosły, ugh okropny! Nienawidzę jak ludzie tak mówią! Staram się
jednak opanować i delikatnie trząść jej dłonią, aby przypadkiem jej nie złamać.
-Ja jestem Alice Tomshon.- blondynka powiedziała to bardzo
cicho, ale wyraźnie. Ciężko mi jest na te chwilę ocenić jej charakter, ale coś
mi się wydaje, że jest nieśmiała.
-No to będziemy dzielić razem namiot!- zawołała, jakby uradowana
Carmel. Jej charakter już chyba przejrzałam na wylot. Wesoła, żywa, energiczna,
dusza towarzystwa. Będzie mi się dobrze z nią współpracowało.
Carmel zaczęła jakąś niezwykle głośną rozmowę, ja jednak,
starając się nie skupiać nad mądralińskim głosem Debby, rozglądałam się po
uczniach.
Praktycznie nikogo nie znałam. Jedyne co rzuciło mi się w
oczy, to czupryna miodowych, blond włosów. Emily. Obok niej stała jakaś
szatynka. Clary. Zrobiło mi się nie dobrze.
Nagle usłyszałam jakiś większy hałas, dochodzący zza moich
pleców. To Ślizgoni wracali ze spaceru. Chciałam znaleźć w tłumie Scorpiusa,
ale Alice puknęła mnie w ramię.
-A ty, Rose?- zapytała, a ja, nic nie wiedząc spojrzałam się
po dziewczynach z pytającym spojrzeniem.
-Rozmawiałyśmy o tej okolicy, podoba ci się?- zapytała
entuzjastycznie Carmel.
-I to jeszcze jak.- powiedziałam uśmiechając się szczerze.
***
-Nie no nie wierzę!- warknęła Clary, a jej twarz przybrała
złowrogą minę.
-Co?- zapytała blond włosa, rozglądając się po tłumie
uczniaków.
-Rose nie jest z nami w namiocie, nie możemy zacząć realizować
planu!- syknęła, półgłosem Clary, prosto w ucho Emily, tak głośno, że aż
blondynka zadrżała.
Longbottom nie miała zamiaru mieszać się w niecne plany
koleżanki, jednak czy coś innego jej pozostało? No tak, jedyne co jej pozostało
to nadzieja, iż Rose nie natknie się na Clary w najbliższym czasie.
***
-Proszę tutaj chłopcy!- powiedziała pani Kwell, wskazując na
jakiś soczysto zielony namiot. Razem z Freddym i Bertem podeszliśmy do
nauczycielki, a ta zaczęła nam wszystko tłumaczyć.
-Będziecie dzielić namiot jeszcze z tamtym chłopcem!-
powiedziała, tym razem wskazując na chłopaka, troszkę wyższego ode mnie, miał
piegi na nosie i kruczoczarne włosy, do tego chyba zielone oczy. Chłopak,
widząc wskazującą na niego nauczycielkę podszedł do nas, opuszczając cień pod
drzewem.
-Cześć.- powiedział podając mi rękę, następnie Freddy’emu, potem
Bertowi.- Nazywam się Ian Galsedon. Będę z wami w namiocie.- dodał, uśmiechając
się z lekka szyderczo. Miał dość głęboki głos i kwadratową szczękę.
-Scorpius Malfoy.- powiedziałem ze stoickim spokojem, uważnie
patrząc w oczy Iana, były tak jakby zaszklone, puste, ale jednak szmaragdowe.
-Bert Bullyvan.- powiedział Bert, a po nim przedstawił się
Freddy.
-Freddy Goodlook.- powiedział ukazując perlisto białe zęby w
radosnym uśmiechu. Nawet jego nazwisko wskazywało na szczęście.
-Możecie już wejść do namiotu.- powiedziała obojętnie
profesor, następnie idąc w stronę pani Wester.
Podszedłem bliżej do namiotu i jednym pociągnięciem rozsunąłem
zamek. Wszedłem do środka i zobaczyłem to, czego się spodziewałem.
Oczywiście namiot był co najmniej dziesięć, jak nie więcej,
razy większy niż z zewnątrz. Przede mną stały dwa duże fotele, a pomiędzy nimi
mała komoda z lampką. Było widać tam dalej kuchnię, na lewo od niej przejście
najwyraźniej do sypialni, a na dodatek obok sypialni były dwie łazienki- tak
przynajmniej mi się wydawało.
Zanim chłopcy zdążyli cokolwiek powiedzieć, popędziłem w
stronę sypialni, o dziwo, nasze bagaże już tam były.
W pomieszczeniu były cztery łóżka. To znaczy dwa łóżka
piętrowe. Ja, chciałem na początku wybrać jedno z tych u góry, ale
przypomniałem sobie, że moje nocne spacery, będą związane z opuszczeniem łóżka,
tak też bezpieczniej byłoby zająć sobie łóżko na dole.
Rzuciłem mój bagaż obok mojego łóżka, które stało pod jedną z
ścian, naprzeciwko przejścia. Do mnie za chwilę dołączyli Freddy, Bert i Ian.
Galsedon zajął łóżko nade mną, Freddy zajął górne na drugim
łóżku, a pod nim będzie spał Bert.
***
-No cześć, kuzyneczko.- usłyszałam rozradowany głos Albusa za
moimi plecami. Odskoczyłam do przodu, przy okazji odwracając się do niego.
-Wystraszyłeś mnie.- powiedziałam, chociaż to i tak nic mi nie
da, poza spojrzeniem na zadowolonego kuzyna.
-To wasz namiot?- zapytał Potter, podpierając się lewą ręką na
biodrze, a prawą wskazując na krwistoczerwony namiot tuż za mną.
-Tak. I tylko waż mi się tam wejść, bez mojej zgody, to uduszę
cię tymi rękami- powiedziałam z groźbą w głosie unosząc do góry, na poziomie
jego twarzy, moje ręce- Czaisz?
Albus machał dłonią odpychając moje ręce, a wyraz twarzy miał
taki, jakby odganiał niezwykle tłustą i obrzydliwą muchę. Przewróciłam oczami.
-Rose! Tutaj jesteś! Właśnie planowałyśmy z dziewczynami
dzisiejszy wieczór!- ten entuzjastyczny głos jeszcze chwilę dudnił mi w głowie.
Carmel stanęła obok mnie i jakby nigdy nic oparła swój łokieć na moim ramieniu.
-Ooo, a cóż to za przeurocze dziewczę?- zapytał Albus robiąc
minę pod tytułem „czemu wcześniej cię nie poznałem?”. Znów przewróciłam oczami,
ostatnio robię to zbyt często. Przy poruszaniu oczami dostrzegłam przy jednym z
namiotów Scorpiusa, który energicznie rozmawiał z jakimś Ślizgonem.
-To jest Carmel, Carmel to mój ukochany- tutaj mu wystawiłam
język- kuzynek Albus. Dobrze się dogadacie, a ja muszę zniknąć na chwilę,
wybaczcie.- dodałam i wyszłam z tłumu koleżanek i Albusa. Obróciłam się ostatni
raz, a widząc grupkę rozradowanych dziewczyn chichoczących z żartów mojego
kuzyna, uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę zielonego namiotu.
Gdy tylko Scorpius zobaczył, że idę w jego stronę, szybko
przerwał rozmowę, a jego kolega wydawał się nie zadowolony z tego zwrotu akcji.
O dziwo, zamiast skupić się na Scorpiusie, patrzyłam w plecy chłopaka, który
wchodził teraz to zielonego namiotu.
Był bardzo podobny do Max’a, jedyne co ich różniło, to piegi.
Max nie ma piegów, no i ogólnie ma inny wyraz twarzy, ale włosy-identyczne,
oczy-identyczne, uśmiech- no cholera, taki sam!
Scorpius stanął przede mną czekając, aż to ja zacznę rozmowę.
Nie miałam zamiaru porządkować spraw w tym miejscu i w tym czasie, jednak
miałam pewien plan.
-Scorpius, słuchaj, musimy pogadać.- powiedziałam nieco
nerwowym tonem, a ręce zaczęły mi się trząść. Czemu tak na niego reaguję? Może
to podobieństwo naszych charakterów tak na mnie działa, a może to podobieństwo
naszych mocy?
Schowałam dłonie w kieszeniach spodni, co Malfoy, na
szczęście, zignorował. Dalej, bez strachu, patrzył mi prosto w oczy. Ja jednak
musiałam stoczyć wewnętrzną walkę by znów nie zagubić się w tych szarych
oczach.
-Wiem.- mruknął, a jego głos już nie był taki pewny jak wyraz
twarzy.
-Ale nie teraz i nie tutaj. Pamiętasz drogę do jeziora?
Na to pytanie Scorpius jakby ożył, a ja dostrzegłam ten błysk
w jego oku. Cała ta sytuacja byłaby wspaniała, gdyby nie to, że poczułam
ogromny ból głowy. Odruchowo się za nią złapałam, nogi zrobiły mi się jak z
waty, widziałam wszystko jakby przez mgłę.
-Rose! Rose, ej! Co się stało?- wołał Scorpius, a ja poczułam,
że dotyka moje ramie, przez co ból mojej głowy się powiększył.
Jedyne co potem pamiętam, to to, jak pani Wester celuje we
mnie różdżką.
***
Leżę na jakimś niezwykle twardym i niewygodnym łóżku. Jestem w
Skrzydle Szpitalnym. Zaraz, to nie Skrzydło Szpitalne tylko jakiś namiot. Ale
na sto procent był wzorowany na szpitalu. Jedyne czym się różni, to brakiem
okien.
Bez pomysłu patrzę się w sufit. Co się właściwie stało?
-Rose. Obudziłaś się!- usłyszałam przejęty głos Ala.
Odwróciłam głowę w prawo i ujrzałam mojego kuzyna, jak siedział na jakimś
krześle przy moim łóżku. Miał troskę wymalowaną na twarzy. Jak dobrze, że jest
tutaj.
-Co się stało?- zapytałam o pierwsze co mi przyszło do głowy,
drugie pytanie z kolei dotyczyłoby miejsca w którym jestem.
-Rozmawiałaś ze Scorpiusem i… zemdlałaś. Pani Wester zabrała
cię tutaj, to jest namiot szpitalny.- odpowiedział Potter, przy okazji
odpowiadając na moje nieme pytanie. Znów odwróciłam głowę i spojrzałam się na
biały sufit.
Pamiętam. Pamiętam co się działo. Stałam ze Scorpiusem i
zaczęłam z nim rozmawiać. Wspomniałam coś o jeziorze i…
-Albus! Zawołaj panią Wester, szybko!- zawołałam kurczowo
łapiąc się łóżka, na którym leżę.
Zielonooki poderwał się z krzesła i zniknął za zapięciem od
Szpitalnego Namiotu.
Nie czekałam długo, bo po zaledwie dwóch sekundach wrócił,
idąc za panią Wester. Kobieta szybko podbiegła do mnie, a ja ze zmarszczonym
czołem wpatrywałam się w jej piegowatą twarz.
-Co się stało, Rose?- spytała, a jej oczy były przeszyte
niepokojem, ja w sumie też nie byłam spokojna, lecz postanowiłam chociaż taką
udawać.
-Niech pani usiądzie, a Albus niech wyjdzie.- powiedziałam ze
stoickim spokojem.
Kobieta usiadła, a Albus stał obok mojego łóżka, jak wryty.
-Nigdzie nie idę!- krzyknął po chwili- Ja jestem pewny, że to
Malfoy rzucił na nią jakąś klątwę! Na pewno!- dodał widząc, że pani Wester
zwróciła na niego uwagę.
-Nie! On nie rzucił żadnej klątwy!- warknęłam, lecz po użyciu
mocnego tonu, znów zabolała mnie głowa.- Proszę pani, niech pani go stąd
wyprowadzi…- dodałam słabym głosem.
Kiedy profesorka chciała chwycić Albusa za ramię, ten wyrwał
się jej i szybkim, groźnym krokiem, opuścił Szpitalny Namiot. Czarnowłosa
usiadła z powrotem na krzesło, znów wpatrując się we mnie tym wzrokiem.
-Co się stało?- ponowiła pytanie, a ja westchnęłam ciężko.
To, co zamierzałam jej powiedzieć, nie było do końca
planowane. Nie chciałam nikomu o tym mówić. Teraz, chyba, nie miałam już
wyjścia.
-Proszę pani, ja… ja od pewnego czasu, dokładnie od kiedy
Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru, zaczęłam mieć…takie…- tutaj przerwałam
szukając dobrego słowa, lecz nic nie przychodziło mi do głowy.
-Tak? Rose?- zapytała, a na jej twarzy ukazało się kilka
zmarszczek.
-Ja zaczęłam czuć magię innych…- powiedziałam szeptem, a
kobieta zamarła, jednak wyglądała na nieco mniej przerażoną niż poprzednio.
-No dobrze. A opowiedz mi, proszę, jak czułaś tę magię?- zapytała, podejrzliwie się na mnie patrzeć.
-To zaczęło się od…- tutaj znów przerwałam. Jakby ująć w
zdaniu, że stało się to przy pocałunku Scorpiusa?- Przy kontakcie fizycznym. To
znaczy… Nie, nie w ten sposób. Po prostu, kiedy dotykałam kogoś, to czułam jego
magię. Takie jakby wibracje, mrowienie, albo czasami po prostu miałam pełne
wyrazy w mojej głowie, typu zakochany, szczęśliwy. A jeszcze inaczej, było
wtedy, gdy czułam czyjąś magię w sobie. Jakby ta magia była i moja i tej
drugiej osoby. Jakby się…połączyły.
Kobieta patrzyła nie mnie, jakby czekając na resztę
wytłumaczeń, a ja kontynuowałam.
-Z czasem, czułam tę magię mocniej, nie zawsze musząc dotykać
kogoś. Tylko… kiedy tej osoby uczucia były silne… ja je czułam.- powiedziałam,
a zdradzenie tak ważnej części, bo to była tylko część, mojego sekretu,
przyniosła mi ogromną ulgę.- I myślę, że tak zareagowałam poprzez uczucia
Scorpiusa w tamtej chwili. I myślę…- przerwałam, zanim zdążyłam się ugryźć w
ten mój długi jęzor.
-I myślisz…?- zapytała profesor z lekką nadzieją w głosie.
-I myślę, że to może być niebezpieczne.
Super c;.
OdpowiedzUsuńEkstra c: Anja, wygląda podobnie do mnie :o no i ma podobnie na imię... podejrzewam kopiowanie mojej osoby :D Hahaha c:
OdpowiedzUsuńJuż się bałam, że się nie zorientujesz! To miała być niespodzianka <3 Jeszcze wkręcę tutaj resztę adminek, lecz wszystko w swoim czasie :D
UsuńHyhy :D Ale czumu ja do cholery jestem ciocią ?! XD
Usuń