***
-Potter?- usłyszałem jakiś chłopięcy głos za swoimi plecami.
-Malfoy?- zapytałem, gdy po odwróceniu się ujrzałem, że ten
palant Malfoy, stoi tuż za mną.- Czego chcesz? Nie wiesz co zrobiłeś Rose?
-Ja nic jej nie zrobiłem!- warknął.- Co jej się stało?
-Nie twój interes.- odpowiedziałem beznamiętnym tonem i
odszedłem jak najdalej od niego, a dokładnie w stronę Max’a, który stał przed
naszym namiotem, najwyraźniej podrywając Carmel.
***
-Myślę, Rose, że twoje przepuszczenia są trafne. To może być
bardzo niebezpieczne, chyba, że zapanujesz nad tym… A to może być naprawdę bardzo
trudne.
-W pewnej części umiem nad tym panować, wiem kiedy sama chcę
czuć czyjąś magię, lecz… to nie zawsze ode mnie zależy. To bardzo dziwne
uczucie czuć czyjąś magię.
-Dobrze, Rose. Jak poczujesz się lepiej, to z pewnością
będziesz mogła stąd wyjść, teraz jednak, będę musiała powiadomić dyrektor
McGonagall o twoim samopoczuciu, więc jak się czujesz?- zapytała, z lekka
sztywno, profesorka.
-Dziwnie.- powiedziałam wykrzywiając twarz w grymasie.
-Mogłabyś dokładniej?
-Czuję, jak z każdej strony coś mnie przyciska, ale od środka.
Czuję wszystko. Jakbym czuła magię każdego, kto jest w pobliżu, ale tylko po
trochu. Czuję, jakby jakaś aura mnie przyciskała.
-Czujesz ból?
-Nie. To co czuję jest nie do opisania.
-W sensie pozytywnie?- zapytała kobieta, a jej mina z poważnej
i troskliwej zmieniła się w przerażoną.
-Nie wiem.-
odpowiedziałam szczerze, znów patrząc się w sufit. Coś jakby przyciskało mnie
do tego łóżka z każdej strony.
-No dobrze.- powiedziała nauczycielka, nerwowo wycierając ręce
o jeansowe rurki i rozglądając się po namiocie- Posłuchaj, Rose. Spotykałam się
z naprawdę, dziwnymi przypadkami i uwierz mi, że twój jest niezwykły.- tutaj
zwróciłam na nią, mój najprawdopodobniej, pusty i szklisty wzrok.- Nie wiem,
czemu tak się u ciebie dzieje, jednak wiem, kto może nam w tej sprawie pomóc.
Teraz moja droga, powiadomię o wszystkim dyrektor McGonagall jak i ciało
pedagogiczne. Myślę, że wrócę dziś wieczorem lub w nocy. Zaraz przyjdzie do
ciebie pani Holly, jest pielęgniarką. A ja, znikam, do zobaczenia Rose, a i
pamiętaj, że jestem ci wdzięczna, że powiedziałaś mi prawdę.- skończyła z
cieniem uśmiechu na ustach, a jej twarz wydawała się wyjątkowo blada w białym namiocie
bez okien, a zmarszczki wyostrzyły się dwukrotnie. Pokiwałam głową, a profesorka
zniknęła z głośnym i donośnym trzaskiem.
Nie czekałam długo, aż pani Holly, z o wiele cichszym
trzaskiem, pojawiła się obok mojego łóżka.
-Dzień dobry, Weasley.- przywitała się, a jej siwe włosy,
upięte w schludny kok dodawały surowości, która była sprzeczna z łagodnym wyrazem
twarzy. Twarzy, która miała dużo zmarszczek, z pomiędzy których wychodził
dobrotliwy uśmiech.
-Dzień dobry.- odpowiedziałam, a mój głos wydawał się być tak
nieprzytomny i niewyraźny, że aż rozejrzałam się po namiocie, szukając osoby,
która to powiedziała. Lecz oprócz mnie i pani Holly nie było nikogo.
-Jak się czujesz?- zapytała, jakby ostrożnie, a ja równie
ostrożnie odpowiedziałam.
-Dziwnie. Pani Wester wszystko już pani powiedziała?-
zapytałam, pokazując, przed samą sobą i kobietą, że zachowałam trzeźwy umysł.
-Tak. Dalej czujesz się taka… obciążona?- zapytała z nutką
czystej ciekawości. Kobieta rozejrzała się po namiocie następnie wyciągając
różdżkę i wyczarowując jakieś butelki, leki, sama nie wiem co jeszcze, które po
kilku sekundach lewitacji nad półką obok mojego łóżka, bezdźwięcznie opadły na
mebel.
-Nie za bardzo. Od kiedy pani Wester wyszła, poczułam się
mniej obciążona. To pewnie przez jej pozytywną moc, aurę.- powiedziałam
obojętnie, gdyż dla mnie, to co powiedziałam, było oczywiste i normalne, lecz
sądząc po minie pielęgniarki, powiedziałam coś niezrozumiałego.
-Kiedy tutaj, obok mnie, stała pani Wester, to oczywiste
chyba, że czułam jej moc, prawda?- zapytałam, a przerażona nutka na twarzy
starszej kobiety, zaczęła dominować na jej postarzałej twarzy.
-Coś nie tak?- zapytałam, a następne co usłyszałam do głośny
trzask teleportacji. Pani Holly już nie było przy moim łóżku.
Co się działo? O co tutaj chodzi? Moja głowa przepełniona
jest, nieznanym mi, ciężarem. Chce się poderwać, uciec, zniknąć, a nawet wtopić
się w to białe prześcieradło, na którym leżę.
Ale nie mogę. Mam tylko jedenaście lat. Moje zdanie się nie
liczy. Nawet jeśli wiem więcej niż oni wszyscy. To nie ja tutaj gram. To coś, gra za mnie.
***
Echem odbijał się każdy jej krok. Szła szybko, a czarna szata
szybowała, coraz szybciej z każdym jej krokiem. Czarne włosy upięte w
niechlujnego koka, który i tak zdążył się już rozwalać, teraz jednak był
sztywniej upięty.
Ciemne korytarze Hogwartu nie dawały żadnej oznaki życia,
chociaż w tym zamku spało już sześć roczników.
Kobieta stanęła przed dwoma gargulcami, które na jej widok,
odskoczyły na bok, jakby wiedząc co się dzieje.
Osobnik płci pięknej, wspiął się po marmurowych schodkach i
nie czekając na odpowiedź po zapukaniu w ciężkie, drzwi, wszedł do środka.
Czarnowłosa znalazła się w wyjątkowo bogato wyposażonym
biurze. Pięć metrów przed nią stało wielkie biurko, za nim fotel, najwyraźniej
dobrej jakości. Za nim, na zdobionej ścianie wisiały portrety byłych
dyrektorów- w tym Albusa Dumbledore’a. Wszędzie roiło się od złotych czy też
szklanych urządzeń, których zastosowanie znał tylko właściciel.
Starsza kobieta, o siwo czarnych włosach, upiętych w duży i
schludny kok, siedziała na ów skórzanym fotelu i z założonymi ramionami na
klatce piersiowej, wpatrywała się w stojącą przed nią, dość młodą, kobietę.
-Witam, profesor Wester.- powiedziała, z lekka oschle,
widocznie się czyś przejmując. Czarnowłosa usiadła na ławie, stojącej przed
szerokim biurkiem, której wcześniej nie zauważyła.
-Jak się czuje Rose?- zapytała McGonagall, a nauczycielka
przekazała jej słowo w słowo to, co usłyszała od rudowłosej panienki.
-To bardzo ważna informacja.- powiedziała dyrektorka, ruszając
się na fotelu niespokojnie.- Opisywała jeszcze dokładniej jak to czuła?
-Nie. Wiem tyle samo, co wie pani. Powiedziałam już wszystko.
-Potrzeba tu specjalistów.- powiedziała starsza kobieta
nerwowym tonem, następnie odwróciła się, razem z fotelem, w stronę portretów.
-Albusie. Wezwij natychmiast tutaj pana Jack’a.- powiedziała
szybko, ale wyraźnie. Starszy pan, nadal posiadający błysk w oku, zniknął za
ramą obrazu.
-Myśli pani, że jest z Rose coś bardzo nie tak?- zapytała
Wester pomijając sytuację z obrazem.
-Na razie nie wiemy co jej jest.- podsumowała Minerva,
wzdychając ciężko.
***
Muszę stąd wyjść. Muszę stąd uciec. Tylko jak? Tylko jak? Ta
aura mnie po prostu dobija do łóżka, nie mogę się ruszyć. Chyba, że…
Zamknęłam oczy i zaczęłam oddychać głęboko przez nos. Poczułam
na twarzy lekki podmuch wiatru. Zignorowałam to.
Chcę wyczuć moc. Nie wiem czyją, obojętnie. Skupiam się. Czuję…
czuję to mrowienie. Nagle niewidzialna siła, która ściskała mnie od środka puściła.
Ale tylko ta wewnętrzna- czyli ta, nad którą panuję. Chcę już spokój. Co ta za
głupia gra?!
Chciałam otworzyć powieki, lecz moje zmęczenie przyklejało je
same. Nie minęło nawet pięć minut kiedy zasnęłam.
***
-Wzywała mnie pani.- powiedział brązowowłosy mężczyzna. Na jego
brodzie można było zauważyć, odrastający już, zarost. Miał wodnisto-błękitne
oczy, a cerę jakby był z porcelany. Usta miał zaciśnięte w wąską linię- aby
dodać sobie surowości. Nos miał haczykowaty, ale dodawało mu to dostojnego wyglądu.
Ów mężczyzna stał teraz przed profesor McGonagall, prosto,
gotów stawić czoło wszelkim problemom.
-Tak. Wzywałam, a teraz lepiej usiądź mój drogi, bo to będzie
dla ciebie szokiem…- powiedziała cierpko starsza kobieta, lecz przy jej cichym
głosie można było usłyszeć głośny trzask.
-Holly!- zawołała Minerva, podskakując na swoim skórzanym
fotelu- Co się stało?
-Ona…ona…- usiądź kochana, usiądź- rozkazała troskliwie, już
do resztek zaskoczona, profesorka, wyczarowując jeszcze dwie pufy- na obu
zasiedli czarodzieje.
-Jack, to jest pielęgniarka, Holly Huvensben. Holly, to Jack, uzdrowiciel
jak i doradca w sprawach czarno magicznych, jak i wychodzących poza standardy…
-Chyba ten pan tutaj nie będzie potrzebny… Rose wyczuwała
magię pani Wester.
Wszyscy zamarli. Zapadła wręcz grobowa cisza. Jedyne co można
było usłyszeć, to ciężkie oddechy należące do dyrektorki i doradcy.
-Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć?- zapytał Jack,
robiąc dość opryskliwą minę.
Kobiety, obie, na przemian, tłumaczyły mu zaistniałą sytuację.
Na koniec mężczyzna bardzo spoważniał.
-To niemożliwe.
Wybaczcie, ale dziewczynka, czarownica, w tym
wieku…proszę panie… to jakaś pomyłka!- zawołał gestykulując lewą ręką.
-No to niech pan sam z nią porozmawia!- warknęła, z lekka
bezczelnie McGonagall.
***
No na gacie Merlina! Co się działo z Rose? Czemu nikt nie chce
mi tego wyjaśnić? No kurde!
Jeszcze ten walony Potter, pff, „to nie twoja sprawa”. Ha! Też
mi coś! Jakby nie mógł mi po prostu wytłumaczyć… Chamstwo wobec Malfoy’a?! O
kurczę, ja faktycznie mam coś w sobie z arystokratyzmu…
Pamiętam dokładnie każdą sekundę tego zdarzenia. Nawet
posklejałem fakty i nic! Po prostu mam jedną wielką dziurę. Coś musiałem
przegapić… I chyba już wiem co. To, czego mi brakowało, to to, co wiedziała
Rose i tylko Rose.
Jest jedna rzecz, której się panicznie boję- że to moja wina.
Jest teraz późny wieczór, a dokładniej to środek nocy. Ian
jaki i Bert, i Freddy śpią, a ja biję się z myślami.
Potrzebuję przerwy. Stopu. Aby chociaż wziąć oddech. By
zastanowić się, jakim elementem jestem w tej chorej grze.
***
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńMożliwe, że jutro, ale bardziej prawdopodobne jest to, że w poniedziałek :)
UsuńO kurcze :o jakie to zajebiste ! <3 Z Zaciekawieniem czytałam ten rozdział i jutro biorę się za kolejny c:
OdpowiedzUsuńNo idź już czytać, bo jest!!! :*
UsuńMogę Cię zaprosić na swojego bloga?
OdpowiedzUsuńCałkiem inna tematyka, ale kto wie? Może akurat się spodoba?
http://kradziejka.blogspot.com/
Jasne :3 Już wbijam i sobie poczytam :*
Usuń