piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 4

"Nie najgorszy ból, przez odczucie straty. Nie najgorsze łzy przez odczucie starty. Najgorsze poczucie winy, z powodu starty."

Przedziały w pociągu niebezpiecznie się ruszały, co przyprawiało mnie o odruchy wymiotne, które skutecznie kamuflowałam. Nie dość, że czułam się fatalnie, biorąc pod uwagę fakt, iż przez dwa tygodnie będę skazana na Ślizgonów, to do tego to podskakiwanie przez ruszanie się wagonów! Rozumiem, że pociąg jest bardzo solidnie wykonany i rzecz biorąc nie powinien mieć żadnych problemów, to i tak czułam się niebezpiecznie.
-Rose, wszystko w porządku?- zapytała Emily siedząca naprzeciwko mnie. Na jej kolanach spoczywał jej szczur- Kaprys. Dziewczyna najwyraźniej zauważyła moją bladą twarz i ciche zachowanie, które było sprzeczne z moją naturą.
-Tak. Jest wszystko okej…- skłamałam. Chciałam ją przekonać jednym z moich najlepszych uśmiechów, lecz moje samopoczucie wyraźnie mi tego odmówiło, pokazując na mojej twarzy zamiast obłędnego uśmiechu krzywy grymas. Nie mam zamiaru powiedzieć jej prawdy, bo wszystko się wyda. Wyda się to, że ze względu na moją głupotę, która mnie dopadła chyba od urodzenia, jestem w Gryffindorze, a nie dumnym domu Węża. Jakkolwiek beznadziejnie brzmi to w mojej głowie, jest prawdziwe. Taka głupia prawda mnie prześladuje od zawsze.
Zrobiło mi się niedobrze. Przecież Scorpius wie, że miałam wybór! Ugh, czemu ja mu się tak łatwo poddałam! Jak mogłam wydać mu tak cenną informację?
-Rose. Cholera jasna! Widzę, że jesteś zła!- wybuchła Emily paraliżując mnie srogim spojrzeniem. Skarciłam moje zdradzieckie ciało, że tak łatwo pokazuje moje emocje. Zauważyłam, że trzęsą mi się ręce, że zagryzam wargi i mam zmarszczone brwi. Moje ciało zdradzało podle, moje wszystkie uczucia, które chciałam ukryć w tej chwili.
-Emily, wyjdziesz ze mną na chwilę?- zapytałam, ignorując całkowicie Clary, która siedząc obok mnie i posyłała mi groźne spojrzenie.
-Dlaczego cały czas gdzieś wychodzicie? Cały czas coś przede mną ukrywacie! A ty Emily, to już w ogóle przesadziłaś! Najpierw pieprzysz coś o „przyjaźni na siedem lat, albo całe życie”, a teraz najwyraźniej faworyzujesz Rose! Jak wy tak…
Nagle słyszymy dźwięk otwieranych drzwi od przedziału. Clary już zdążyła wstać, najwyraźniej chciała nas pozabijać na miejscu. Aż w głębi serca dziękuję, że jakaś osoba weszła do przedziału, a raczej dziękowałam, gdy zobaczyłam, kto to. Nie kto inny, jak Scorpius Malfoy, we własnej osobie stał w wejściu do przedziału i z obojętną miną patrzył się to na Clary to na Emily, która r wstała, czego wcześniej nie zauważyłam, a Malfoy najwyraźniej ignorował moją osobę.
-Długo będziecie się tak drzeć, czy mam pójść po nauczycieli?- zapytał równie obojętnym tonem, jakim była oblana jego twarz. Wiem, że Scorpius bardzo dobrze ukrywa uczucia. Wiem, bo nie raz się już o tym przekonałam. Znam jego słaby punkt- rumieńce. Nad tym nie umie panować.
Dziewczyny mierzyły go wzorkiem, co on ignorował na swój Ślizgoński sposób. A to co mnie w tej chwili przeraziło, to to, że ja ignoruję ludzi w ten sam sposób. No właśnie. W ten sam, czyli Ślizgoński.
-Daruj sobie Scorpius. Nie znasz zaklęcia wyciszanego? Albo uważasz nas za takie głupie, że nie umiemy go rzucić?- zapytałam, a każde wymówione przeze mnie słowo wręcz ociekało ironią. Emily skarciła mnie poważnym spojrzeniem. No tak. To co zrobiłam było sprzeczne z planem. Nie! No cholera jasna, nie pozwolę na to! Jestem teraz taka zła! Cała złość bulgotała w każdym milimetrze mojego ciała, poczułam jak rumieńce wylewają mi się na twarzy, nie ze wstydu, ba, ja nie znam wstydu, to były rumieńce wściekłości.
-Uroczo wyglądasz jak się złościsz, Weasley.- powiedział spokojnym tonem Ślizgon, wyginając usta w ironicznym i złośliwym uśmieszku- A wracając, ogarniecie się? Dziękuję.- powiedział i zamknął z hukiem drzwi od przedziału.

***

-Cholera, weź coś z nimi zrób! Nie możemy grać w karty!- głos Berta obudził mnie z rozmyślania i przywrócił do rzeczywistości. Na początku patrzyłem na niego nieobecnym spojrzeniem, aż w końcu zrozumiałem, a raczej usłyszałem co miał na myśli.
-Rose. Cholera jasna! Widzę, że jesteś zła!- ten głos był niezwykle słodki i wysoki, że aż irytujący. Następnie usłyszałem jakiś cichy mamrot- pewnie należał do Rose. Zaraz. Czy ja pomyślałem o Weasley, Rose?
- Dlaczego cały czas gdzieś wychodzicie? Cały czas coś przede mną ukrywacie! A ty Emily, to już w ogóle przesadziłaś! Najpierw pieprzysz coś o „przyjaźni na siedem lat, albo całe życie”, a teraz…- tego głosu nie znałem, i nawet nie miałem zamiaru się na nim skupiać. Wstałem i cicho wyszedłem z naszego przedziału. Nie musiałem zrobić nawet kroku, gdyż irytujące wrzaski dochodziły z przedziału naprzeciwko.
- Długo będziecie się tak drzeć, czy mam pójść po nauczycieli?- stanąłem w przejściu do ich przedziału. Starałem patrzeć się tylko na te dwie dziewczyny, których nie znałem. Moje oczy odmawiały mi posłuszeństwa i wręcz na siłę odrywałem je od zarumienionej Weasley i jej rudych włosów.
Ogólnie ta sytuacja mnie już męczyła. Wszystkie patrzyły na mnie jak na jakiegoś dziwaka, a to one darły się na cały pociąg!
- Daruj sobie Scorpius. Nie znasz zaklęcia wyciszanego? Albo uważasz nas za takie głupie, że nie umiemy go rzucić?- tutaj, od dziwo, odezwała się Weasley. Spojrzałem na nią z niezwykłą ochotą, gdyż przez ostatnie kilkanaście sekund, brutalnie sobie tego zabraniałem. Zauważyłem, że na jej twarzy pojawiły się jeszcze większe rumieńce. Chyba jest zła… A z resztą! Co mnie to obchodzi.
-Uroczo wyglądasz jak się złościsz, Weasley.- powiedziałem, a raczej nie! Ja wcale tego nie chciałem powiedzieć! Ale oczywiście moje usta, dały za wygraną z mózgiem. Nawet tego nie przemyślałem! Żeby tylko nie uważała tego za podryw, co raczej w taki sposób powiedziałem, uśmiechnąłem się ironicznie, dodając lekką nutkę złośliwości.- A wracając, ogarniecie się? Dziękuję.- powiedziałem i jak najszybciej zamknąłem ich przedział. Moje serce dawało o sobie znać, bijąc jak szalone. Dlaczego tak powiedziałem? Co mnie u licha do tego zmusiło! Nawet zapomniałem o tym naszym planie! Co ja do cholery wyprawiam…

***

Cisza. Głucha cisza bębniła mi w uszach niemiłosiernie. Już wolałam jak się kłóciły. A teraz rzucają na siebie tylko niemiłe spojrzenia. Mam dość!
-Muffliato.- mamroczę, wskazując różdżką wejście od przedziału.- Gotowe. Możecie się już kłócić, a nie tylko próbujecie, jak widzę bezskutecznie, pozabijać się spojrzeniem.- mruknęłam obojętnym tonem i wróciłam do podziwiania widoków za oknem, o ile zielone wzgórza można było nazwać widokiem.
Nigdy nie pomyślałabym, że moje słowa tak bardzo zadziałają na dziewczyny. Obie wstały rzucając do siebie najróżniejsze wyzwiska, które pierwszy raz usłyszałam.
-Jędza, wiedźma z ciebie!- krzyczała Clary.
-Tak? Szlama!- wydarła się Emily. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Zbyt szybko, bym zdążyła się zorientować, co się dzieje. Oczy Clary zaszły łzami, a ręce zaczęły się trząść.
-Nienawidzę cię!- krzyknęła skośnooka i wybiegła z przedziału. Spojrzałam się przez ułamek sekundy na Emily, a dalsze moje czyny nie były kontrolowane. Wstałam, i wyszłam, a raczej wybiegłam z przedziału. Pierwsze miejsce, jakie przyszło mi do głowy, to toaleta. Pobiegłam do końca korytarza, mijałam przedziały, niektóre były puste, niektóre wręcz przepełnione uczniami.
Dobiegłam do drzwi od toalety. Nic przez nie słyszałam, pewnie rzuciła jakieś zaklęcie. Uchyliłam drzwi od łazienki i skierowałam się do kolejnych, od toalety damskiej.
-Clary?- pytam w przestrzeń, która po moim zawołaniu wypełnia się szlochem. Clary siedziała skulona pod ścianą. Podeszłam do niej przytulając usiadłam obok.
-Nie rycz! To wszystko moja wina! To ja kazałam wam się kłócić!- powiedziałam, a do oczu zebrały mi się łzy. Tak. To co powiedziałam to prawda. Czemu ja zawsze najpierw mówię, a potem myślę! To wszystko moja wina. Zawsze jest moja wina. Takiego mam już cholernego pecha.

<w tym samym czasie>

-Słuchajcie mam sprawę.- zacząłem. Musiałem w końcu z nimi pogadać. No cholera jasna, boję się.
-Co jest, Scorp?- zapytał Freddy, a Bert tylko się uważnie na mnie patrzył. Kurde, jak to zacząć?
-Tchórz!- krzyknął Bert, a ja nie wiedziałem o co chodzi, tak też się go zapytałem.
-O co chodzi? Bardzo dobrze wiesz o co chodzi.- Bert zmienił ton z lekkiego na bardzo poważny.
-Czy ktoś mi powie co tu jest grane?- zapytał Freddy.
-Scorpius nie chce realizować naszego planu!- krzyknął Bert oskarżycielskim tonem.
-Bo to jest nie w porządku! Do jasnej cholery! Czy ty nie rozumiesz, że to jest wredne? Skoro jesteś taki mądry, i niby taki odważny, to zapierdalaj do niej i rób co chcesz. Ja mam dość! Nie będę tego więcej robić! I tylko spróbuj mnie nazwać jeszcze raz tchórzem…- wybuchnąłem i wybiegłem z przedziału. Nie wiem gdzie biec. Gdzie uciec. Mam dokąd uciec? Jestem w pociągu!
-Debil.- mówię i uderzam się ręką w czoło. Po chwili jednak rozglądam się czy nikt tego nie widział. Uff, nikogo tu nie było.

***

-Rose, to nie jest twoja wina! To ona mnie tak wyzwała!- zawołała Clary, a jej głos stał się jeszcze głośniejszy.- Przestań!
-No cholera jasna, Clary! To jest tylko i wyłącznie moja wina. Przestań ryczeć!- krzyknęłam, ale po tym poleciała mi łza po policzku.
-Pff, odezwała się! Ty jakoś ryczysz na prawie każdym kroku, i JA nie mam ci tego za złe!
-Jak śmiesz!- obie już wstałyśmy dzieliło nas zaledwie półtora metra.- To wcale nie prawda!
-Zarzucasz mi kłamstwo?!- w tym momencie Rose wyjęła różdżkę, co zrobiła również Clary.
-Expelliarmus!- krzyknęła Clary, a Rose, z donośnym trzaskiem odrzuciła zaklęcie.
-Drętwota!- krzyknęła Rose, ale Clary, z jeszcze głośniejszym trzaskiem, odrzuciła zaklęcie.

***

-Expelliarmus!- usłyszałem jak ktoś rzucił zaklęcie, a następnie głośny trzask- ktoś je obronił. Rozglądam się w wprawo i w lewo. W przedziałach jest za mało miejsca na pojedynki- łazienka.
Biegnę w jej kierunku, słyszę coraz więcej krzyków i trzasków.
-Petrificus Totalus!- wszędzie rozpoznam ten głos. Rose.
Dobiegam do drzwi od łazienki, wyciągam różdżkę i wparowuję do środka. No tak! Ale ze mnie idiota. Przecież nie wejdę do damskiej! Kolejny trzask obudził mnie z kaprysów u otworzyłem drzwi od toalety.
Dwie dziewczyny. Jedna- na sto procent Rose, a drugą na pewno skądś znam.
-Expelliarmus!- krzyczę w stronę skośnookiej, jej różdżka pofrunęła w moją stronę. Rzuciłem zaklęcie ponownie, tym razem w stronę Rose. Tak na wszelki wypadek.
-Co wy odpierdalacie? Mogło się wam coś stać!- krzyknąłem tonem typowym dl mojego ojca.
-Pff, bo niby interesuje cię nasze zdrowie!- parsknęła Rose. Postaram się jej to wybaczyć…
-Macie natychmiast się uspokoić, bo nie ręczę za siebie!- warknąłem, mierzyłem wzrokiem to Weasley to skośnooką.
-Daruj sobie, Malfoy.- mruknęła Rose i przecisnęła się obok mnie, przy okazji wyrywając z mojej ręki, jej różdżkę. Musiało to wyglądać idiotycznie. Posłałem ostatnie spojrzenie czarnowłosej i również wyszedłem z łazienki. Nigdzie nie dostrzegłem głowy rudych włosów. 


***

Mam wszystkiego serdecznie dosyć! Nie dość, że najprawdopodobniej straciłam jedną z przyjaciółek, to na dodatek do akcji dołączył Scorpius! Ugh!
Otworzyłam z hukiem drzwi od przedziału, a napadła na mnie Emily. Na jej twarzy malowała się wściekłość pomieszana z rozdrażnieniem, a w jej niebieskich oczach malowało się… szaleństwo.
-Gdzie byłaś? Pobiegłaś do Clary? Tak? Pytam się!- warknęła, nie, raczej wrzasnęła mi prosto w twarz. O co jej chodzi?
-Tak, byłam u Clary, bo jakbyś nie zauważyła, ona płakała!- warknęłam ostrym tonem, próbując jej się odwdzięczyć.
-I zostawiłaś mnie samą? Mi również jest, a raczej było przykro! Zostawiłaś mnie samą, Rose!
-Słucham? Co proszę?! A co ty w ogóle sobie wyobrażasz, do jasnej cholery?!- złość, której nie zdążyłam wyładować na Clary, wypełniała teraz całe moje ciało.- A może powinnam była się rozdwoić, co? Tak byłoby lepiej! Bo przecież, ta egoistka Rose, w ogóle nie ma uczuć! Można jej zawsze wszystko narzucać i mieć potem wszystko w dupie! Tak? O to ci chodziło? To miałaś na myśli mówiąc „zostawiłaś mnie samą”? Nie myśl sobie, że możesz tak mną pomiatać. A ty niby co byś zrobiła w takiej sytuacji?- po tych słowach przez ułamek sekundy patrzyłam na przerażoną twarz Emily, następnie wychodząc z przedziału i z hukiem zamykając drzwi.
Idę przed siebie. Nawet nie mam pojęcia gdzie pójść. Zaraz. Nie wzięłam bagażów!
Zawracam i znów z hukiem otwieram drzwi. Nie patrzę na Emily, ani na Clary, która zdążyła już wrócić. Dobra nie mogę tak! Kątem oka patrzę na nie. Siedzą sobie razem i wcinają ciastka…zaraz! To są te ciastka, które dałam Emily! Grrr! Szybkim ruchem zabieram mój bagaż, jak i kilka książek leżących na moim miejscu i kurtkę. Bez słowa, jak i bez wyrazu zainteresowania, wychodzę z przedziału, trzaskając jak najmocniej drzwiami. Gdzie iść? Gdzie uciec? Błagam, jak najdalej od nich! Rozglądam się w prawo i w lewo. Chyba wszystkie przedziały są zamknięte… Trudno. Idę sprawdzić. Idę i idę, wszystkie zajęte. Chcę znaleźć jakąś kryjówkę. Chcę znaleźć miejsce gdzie będę szczęśliwa. Przechodzę pomiędzy przedziałami, ten zajęty, ten za głośny, a ten… Podeszłam do ostatniego przedziału. Szyba w drzwiach była zakryta. Przykłada do drzwi ucho. Czekam i czekam, i nic nie słyszę! Dobra, co mi tam. Naciskam klamkę i bez zastanowienia wchodzę do środka.
Przedział jest cały ciemny. Nie. To nie jest przedział. To jakieś większe pomieszczenie. Czemu tu jeat tak ciemno! Słyszę ciche pyknięcie i zapala się światło. Zaraz, zaraz… Pokój Życzeń? Nie, to nie możliwe. Mama i tata mówili mi, że w Hogwarcie jest taki pokój, który pojawia się na korytarzu, kiedy bardzo, bardzo się nad czymś skupiasz lub bardzo czegoś chcesz. I on wtedy się pojawia, z rzeczą, której potrzebowałeś lub zwyczajnie jej pragnąłeś. Ale nigdy nie słyszałam o… jakby to nazwać? Przedział Życzeń? Tak. Od teraz to Przedział Życzeń.

***

I co ja mam do cholery zrobić?! Nie wrócę do przedziału. Nie mam zamiaru gadać z Bertem, nawet z Freddym.
-Accio mój bagaż.- szepnąłem, a zaledwie sekundę później, mój bagaż stał obok mojej stopy. No i co dalej? Mam szukać przedziału? Mam w ogóle cokolwiek robić? Moje ciało, jakby samo mnie prowadziło, kazało zrobić kilka kroków do przodu. Ten zajęty, ten też, no i oczywiście ten też. I tak wyglądała reszta wagonów.
-No cholera jasna! Chcę znaleźć jakiś wolny, albo chociaż prawie wolny przedział!- warknąłem pod nosem, poczym zrobiłem jeszcze kilka kroków.
Zaglądam do ostatniego przedziału. Szyba jest zasłonięta. Wejść? Chyba nie powinienem… Naciskam klamkę- Gryfoński brak lojalności. Przewracam oczami i wchodzę do przedziału. Jest tu bardzo jasno, na początku w ogóle nie rozumiałem co się dzieje. Wszedłem tutaj na tyle cicho, by płacząca i niebywale drobna osóbka, siedząca pod ścianą mnie nie usłyszała. Jedna rzecz mnie przeraziła- miała ognistorude włosy.

***

Dlaczego… Dlaczego? No cholera, dlaczego?! Minął dopiero niecały miesiąc, a ja już straciłam przyjaciółki. Z Clary mogłabym się pogodzić. Nie. Jednak nie. W końcu, pewnie teraz spiskuje przeciwko mi, razem z Longbottom. Tak. Teraz będę mówiła na nie po nazwisku. Zamiast Emily, będzie Longbottom. A zamiast Clary, będzie Engoy.
Poczułam jak głowa opada mi na kolana. Siedziałam skulona pod ścianą. Pieką mnie policzki, a do tego mam załzawione oczy. Jestem straszna! Przecież dobrze wiem, że ich kłótnia była moją winą! I na dodatek potraktowałam w taki sposób Emily… Jestem potworem.
Nagle otoczyła mnie jakaś fala ciepła. Nie! To nie fala, to czyjeś ramie! Szybko podniosłam głowę i od razu tego żałowałam, a mogłoby być tak dobrze! Unoszę głowę, a moje oczy spotykają stalowe tęczówki, a nad nimi rozczochrane, platynowe włosy.
Odskakuję od Scorpiusa, a serce chyba ma ochotę ze mnie wyskoczyć.
-Scorpius! Co ty wyprawiasz! Idź mi stąd!- wrzasnęłam, oczywiści za ostro, jak to zawsze. Oczy zaszły mi łzami. Byłam teraz zaledwie metr od niego, ale dalej siedziałam pod ścianą. Zaczęłam płakać.- No idź stąd, słyszysz?! Idź do swoich koleżków i pochwal się, że widziałeś jak płaczę! Razem się ze mnie pośmiejecie! A i jeszcze jedno, wsadź sobie ten wasz plan w dupe! Mam gdzieś te wasze głupie gierki!- kolejny raz zaszlochałam, chowając twarz w dłoniach.- Mam tego wszystkiego dość!- po tych ostrych zdaniach, poczułam ludzkie ciepło, tuż przy moim ramieniu. Czego on jeszcze chce?
Resztkami sił przeniosłam na niego wzrok. Nie chciałam patrzeć w jego w oczy. Nie chciałam podziwiać każdego calu jego rażących tęczówek. Nie chciałam w nich zatonąć. Więc dlaczego to zrobiłam?! Jego wzrok przeszywał całe moje ciało, pozostawiając po sobie mocne, ciepłe dreszcze. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam.
-Rose. Przepraszam.- mruknął.
-Przepraszam, co?- zapytałam. Scorpius mnie przeprosił? SCORPIUS MNIE PRZEPROSIŁ? Całe to zdanie jest tak szokujące i tak fikcyjne, że to chyba złudzenie.
-Przepraszam- a jednak nie. To nie złudzenie, ani się nie przesłyszałam. Po prostu on mnie przerosił. Tak po prostu.

***
-Rose. Przepraszam.- mruknąłem w końcu. Musiałem ją przeprosić. Moje zachowanie było na poziomie pięcioletniego dziecka. Zachowałem się jak gówniarz.
-Przepraszam, co?- zapytała, a ja zacząłem myśleć, czemu się pyta. Chciała to usłyszeć jeszcze raz? Nie ma sprawy.
-Przepraszam.- powtórzyłem, a z moich słów wypłynęła czysta szczerość. Byłem szczery! Musiałem ją w końcu przeprosić. Nie wiem, czy mi uwierzy czy nie, ważne, że nie będę miał już wyrzutów sumienia. To co się stało potem odebrało mi mowę, jak i najprawdopodobniej trzeźwy rozsądek. Weasley zbliżyła się do mnie i krótko musnęła moje usta. Mimo tego, że był to krótki pocałunek i tak zdążyłem delektować się każdy calem jej idealnych ust, pochłonąć z nich całą słodycz, którą ociekały.
Następnie przez pół godziny wpatrywałem się w drzwi od przedziału, za którymi zniknęła rudowłosa.



2 komentarze:

  1. Hyhy coś się szykuje :D Bardzo fajny rozdział kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  2. I TAK JAK MYŚLAŁAM CLARY OKAZAŁA SIĘ WREDNĄ SUKĄ ^^

    OdpowiedzUsuń