"To było silniejsze ode mnie- najgorszy argument jakiego można było użyć."
Co ja zrobiłam? Co ja, do cholery jasnej zrobiłam?! To samo tak jakoś wyszło! To było ode mnie silniejsze! Cholera.
Dotknęłam opuszkami palców moich ust, które zaledwie przed chwilą zostały połączone z ustami Scorpiusa. Jak ja teraz na niego spojrzę? Najpierw on mnie całuje, potem ja go… Świat staje na głowie.
-Rose?- usłyszałam znany mi głos, w stu procentach chłopięcy, bardzo wesoły. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku.
-Albus.- powiedziałam i z uśmiechem podeszłam do kuzyna.
-Coś się stało?- zapytał, a na jego twarzy pojawi się, tak dobrze mi znany, wyraz troski. Oh, Albusie, oczywiście, że nic się nie stało, tylko przed chwilą, sama z siebie, pocałowałam Scorpiusa, no i oczywiście pokłóciłam się ze swoimi przyjaciółkami! Ugh! No i kolejne kłamstwa do kolekcji…
-Nie! Oczywiście, że nie!- powiedziałam i wymusiłam najbardziej przekonujący uśmiech na jaki było mnie stać. Chyba nie wyszedł tak jak powinien, gdyż kochany Albus przejrzał mnie na wylot i spojrzał na mnie wymownie.- Opowiem ci wszystko, ale nie tutaj…- mruknęłam.
Albus zrobił krok w bok, a prawą ręką wskazał na drzwi od przedziału.
-Zapraszam.- uśmiechnął się szelmowsko.
W środku siedziało jeszcze dwóch innych chłopców, nie znam ich. Albus wszedł chwilę za mną, zamykając drzwi od przedziału.
-Max, Daniel, to moja kuzynka Rose. Max, proszę cię, nie śliń się tak na jej widok…- Albus mnie przedstawił, następnie przewracając oczami. Chłopak, skarcony przez mojego kuzyna, zwany Max’em, ma kruczoczarne włosy i niesamowicie zielone oczy. Nawet ładny. A Daniel miał czerwone włosy i niebieskie oczy. Jego włosy nie były rude, były czerwone.
-Rose.- powiedziałam i podałam rękę Max’owi i Danielowi.
Albus wskazał mi miejsce obok niego, a ja posłusznie usiadłam.
-No to teraz gadaj co zmajstrowałaś…- westchnął, a ja przewróciłam oczami.
-To nie moja wina!- warknęłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Albus pytającym spojrzeniem badał moją twarz, a ja westchnęłam następnie tłumacząc sytuację w przedziale, jak i w łazience, oczywiście końcówkę musiałam zmienić, aby pominąć moment ze Scorpiusem.
-A! To wy tak krzyczałyście!- zaśmiał się mój kuzyn, za co dostał kuksańca w bok.- I co? To wszystko? Nie żeby nie było mi przykro, ale powinnaś być zła, a jak cię spotkałem to byłaś co najmniej wstrząśnięta…- mruknął.
-Wiesz, straciłam dwie najlepsze przyjaciółki. No dobra, jedną. Clary zawsze nazywałam koleżanką.- powiedziałam, czym wymusiłam na Albusie delikatny uśmiech. Cieszę się, że jednak mam mojego kuzyna przy sobie. Przy okazji jeszcze jednego, James’a, ale jego rocznik nie jechał na żaden wyjazd integracyjny. Z resztą, zawsze byłam bardziej związana z Albusem niż z James’em. I lepiej niech tak pozostanie.
-Mogę tu zostać do końca podróży?- zapytałam, a chłopcy jak i Albus pokiwali głowami.
***
Dalej siedzę w tym dziwnym przedziale. Skąd on się tutaj w ogóle pojawił? Chciałem znaleźć wolny przedział i był. Nie będę się w to bardziej zagłębiał. Cały czas jestem sparaliżowany ciepłem ust tej niesamowitej dziewczyny. Ten głupi plan, zamiast bawić się uczuciami Rose, zabawił się moimi! Cholera!
A co jeśli to też jest jakaś gierka? Co jeśli to tylko podstęp? Nie daj się tak omotać, Scorpius… W końcu ta dziewczyna jest w połowie Ślizgonką. Ale jak na moje oko, to nie ma w niej ani krzty Gryfona. Jest zbyt lojalna, ironiczna, chłodna… ach, po prostu idealna.
***
-Clary, ja chyba tak dłużej nie wytrzymam.
-Oj, daj spokój! Aż tak bardzo się z nią zżyłaś?! Już zdążyłaś zapomnieć co ci zrobiła?- wytknęła skośnooka, mówiąc każde zdanie oskarżycielskim tonem. Blondynka pokiwała głową, lecz jej czujność została uśpiona tylko chwilowo.
-Nie, słuchaj, ten twój pomysł jest nie w porządku, to jest wredne!- zawołała Emily, świdrując koleżankę wzrokiem.
-Daj spokój. Należy jej się. Skąd wiesz, może ona w ogóle nie jest tym, za kogo się podaje. Może ma jakieś tajemnice?- zapytała ciekawsko Clary, a Emily tylko westchnęła.
-Ty wiesz coś więcej!- zawołała czarnowłosa patrząc podejrzliwie na koleżankę.- Możesz mi wszystko powiedzieć. Wiesz, że takie informacje nam się przydadzą.
Emily miała mieszane uczucia. Wiedziała, że to co Clary chce zrobić jest okropne, ale żądza zemsty była silniejsza.
-Scorpius Malfoy.- mruknęła Emily, następnie zdradzając resztę.
***
-Prawda czy wyzwanie, Rose?- zapytał Max, a ja uśmiechnęłam się do niego. Albus wymyślił, że zagramy w prawda czy wyzwanie. Nigdy nie grałam w tą grę, jeszcze Albus wspomniał, że gra się w nią najczęściej na imprezach i… O cholera!
-Albus.- powiedziałam, gdy mi się coś przypomniało.- Co ty zamierzch wyprawić na tej wycieczce wieczorem?- zapytałam, a po głowie znów biegały mi słowa Emily. Powiedziała przecież, że Albus mówił jej o wyprawianiu imprezy.
-Em… Rose, kto ci powiedział?- zapytał, a we mnie zebrała się złość.
-Kto mi powiedział? Nie musisz tego wiedzieć, szkoda tylko, że to nie TY mi to powiedziałeś!- warknęłam, skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i zaczęłam wpatrywać się w okno, z typowym ślizgońskim, ironicznym uśmieszkiem.
-Wyglądasz jak obrażona ślizgonka.- mruknął Albus i uderzył mnie pięścią w ramie. Serce uderzyło mi mocniej i poczułam gulę w gardle.
-Nie bądź śmieszny Severusie.- mruknęłam. Albusa zawsze irytowało jak mówiłam na niego po drugim imieniu. Mój kuzyn, całym sercem, nie cierpiał ślizgonów, a imię Severus, ma oczywiście po ślizgonie, na dodatek po opiekunie Slytherinu, i gdyby tego było mało, to jeszcze nauczycielu eliksirów. Widziałam kątem oka jak się rumieni ze złości.
-Rose. Bardzo. Dobrze. Wiesz. Że. Nienawidzę. Jak. Tak. Na. Mnie. Mówisz.- powiedział oddzielnie każde słowo, na co ja tylko parsknęłam śmiechem, co było złym krokiem. Mój ironiczny śmiech był zbyt ślizgoński, o wiele zbyt ślizgoński.
-Co się z tobą stało Rose?! Zachowujesz się jak Ślizgonka!- wykrzyknął, machając ręką. No nie wierze. No nie wierze. Nazwał mnie Ślizgonką. Robi się coraz gorzej. Czuję jak policzki zachodzą mi rumieńcami.
-Albus, daj spokój. Jestem Gryfonką, a ty dobrze o tym wiesz.- powiedziałam, przerywając w połowie, bo głos mi się załamał. Jestem Gryfonką. Tak Albus, jestem w stu procentach Gryfonką. Moja kolekcja kłamstw jest coraz większa.
-Okej.- mruknął cicho, odwracając ode mnie wzrok. Uff, mało brakowało. Na dodatek Max i Daniel bacznie się nam przyglądali, najwyraźniej też słuchając.
***
-Serio? I ona mi nic nie powiedziała?- zawołała Clary, a na jej twarzy z każdą sekundą, zbierało się coraz więcej złości.- Jak ona mogła!
-Oj, Clary, daj spokój. I tak chcesz się na niej zemścić, prawda?- uspokajała ją niebieskooka.
-Tak, ale… No cholera, jaka ja jestem wściekła!- wrzasnęła Clary, świdrując wzrokiem puste siedzenie naprzeciwko.
Nagle drzwi od przedziału się otworzyły, a w nich stał nie kto inny jak najmłodszy z rodu Malfoy’ów, Scorpius. Dziewczyny z przerażeniem wymieniły spojrzenia. Przecież one zaledwie dwie minuty temu omawiały zemstę na Rose- a zaklęcie już dawno wygasło. Bały się, że Malfoy mógł wszystko, dosłownie wszystko, usłyszeć. Lecz ten nawet nie dawał o tym po sobie poznać. Stał z obojętną miną sprawdzając wzrokiem każdy kąt przedziału.
-Gdzie Rose?- zapytał, równie beznamiętnym tonem.
-Nie ma jej tu. To nie jest już jej przedział.- powiedziała Clary, a Emily, ze zdziwieniem przysłuchała się tonu koleżanki, był typowo ślizgoński… obojętny.
Scorpius jeszcze raz spojrzał na dziewczyny, po czym trzaskając drzwiami, zniknął.
***
-A to podłe szmaty!- przekląłem pod nosem. Słyszałem wszystko. Wszystko. Cały plan na Rose. Po prostu każde słowo. Cholera! Ta skośnooka, jak jej tam, eee, Clary! Jakim cudem ona nie jest w Slytherinie?! Ten plan był naprawdę godny Ślizgona, a muszę też przyznać, że jest niesamowicie wredny, jak i za razem genialny! Jakim cudem ona jest Gryfonką?
Mniejsza z tym, teraz liczy się to, by powiedzieć o tym Rose. Muszę ją ostrzec.
Jestem taki wściekły! Nie wiem czemu to wszystko tak na mnie działa! Nie mogą tak traktować Rose! Chociaż ja nie byłem lepszy… Też chciałem sobie nią pograć, co gorsza bez powodu. Ale ją przeprosiłem! I teraz muszę się jej jeszcze odwdzięczyć. Gdyby Rose wybrałaby Slytherin… ach, wszystko potoczyłoby się inaczej.
***
Sytuacja zrobiła się bardzo napięta. Przez moją sprzeczkę z Albusem, gra została wstrzymana jak i rozpoczęła się męcząca cisza. Cisza jest moim wrogiem, moim przeciwieństwem.
-O czym gadamy?- zapytałam, siląc się na najweselszy ton, na jaki wtedy było mnie stać.
-Jakbyś nie zauważała, to nie gadamy o niczym.- mruknął Albus, dalej jest obrażony. Westchnęłam i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. Ciekawe co teraz robi Clary i Emily? Cholera. Nie odzwyczaiłam się od tej myśli. Dobra, teraz inaczej: ciekawe co Scorpius? Pewnie wrócił do swoich kolegów… Ach, Ślizgoni mają dobrze. Luksusy w dormitoriach, spryt, wszyscy patrzą na wszystkich z wyższością… chociaż szczerze mówiąc, to myślę, że Ślizgoni tak czy siak, są ze sobą zżyci. W końcu też łączą się pary- znają miłość, mają przyjaciół- znają przyjaźń. Czyli oni jednak mają uczucia… Nie są tacy, jak wszyscy myślą. Są inni. Zupełnie. To znaczy, odbieram takie wrażenie. Tak myślę. I mam nadzieję, że się nie mylę.
-Rose, zagrasz z nami w karty?- zapytał znienacka Max. Pokiwałam głową i chwytam zestaw kart, który podali mi chłopcy.
***
-Cholera!- warknęła Clary ściskając dłoń w pięść.- On mógł wszystko podsłuchać!
-Dobra, uspokój się. Gdyby podsłuchał by się zachował inaczej, nie tak obojętnie…
-Ach, Emily! Dobija mnie twoja Gryfońska naiwność…- westchnęła skośnooka przewracając oczami.
-Ty też jesteś Gryfonką!- odgryzła się buńczucznie Emily, jednak razem postanowiły nie drążyć tego tematu. Obie miały zupełnie odmienne myśli, tak samo jak miały odmienne charaktery. Clary nie była
pewna co do swojego Gryfoństwa… była zbyt lojalna, zbyt ironiczna, ale za to odważna. Jej żądza zemsty była niesamowicie silna. Chciała, aby ta zdrajczyni krwi, Rose Wealsey, uh, jak to ohydnie brzmi, dostała za swoje. Nie mogła pozwolić na takie traktowanie!
Za to Emily, ach, ta to miała walkę emocji. Nie miała pojęcia po czyjej stronie stoi, chociaż jej postępowanie wskazywało tylko jedną. Byłaby w stanie wybaczyć Rose, ale teraz było już za późno. Longbottom była dobrą przyjaciółką Weasley, znała dość dużo jej tajemnic, a teraz te wszystkie sekrety są w posiadaniu Clary. Zrobiło jej się niedobrze. Co ma teraz zrobić? Powiedzieć, że to wszystko zmyśliła? Nie, to by było kolejne kłamstwo. Czuła się strasznie. Miała ochotę o prostu uciec. Jak najdalej. Ale, czy da się uciec od samego siebie?
***
Może jednak do nich wrócę? Eh, a mam jakiś wybór? Najwyraźniej nie. Odwracam się do mojego przedziału i otwieram drzwi. Na moje nieszczęście Freddy i Bert, dalej, jakby nigdy nic, siedzą sobie w przedziale grając w karty.
-Cześć.- mówię, dość sztywnym głosem.- Cześć!- powtarzam już głośniej, gdyż wcześniej nie otrzymałem odpowiedzi. No cóż. Jeśli chcą mieć mnie za wroga, proszę bardzo. Pff!
Usiadłem obok Freddy’ego, dobrze wiedząc, że jeśli któryś z nich ma mi się poddać, to prędzej zrobi to Freddy. Nie czekałem długo, w sumie to nigdy się nie mylę, a jak się mylę to i tak mam rację!
-Scorp, gdzie byłeś?- zapytał cicho, tak, że ledwo usłyszałem pytanie.
-Eh, znalazłem wolny przedział z tyłu, siedziałem tam trochę, abyście ochłonęli…- mruknąłem beznamiętnie, nie obdarzając Berta, ani Freddy’ego, najkrótszym spojrzeniem.
-Abyśmy MY ochłonęli?- zapytał Bert, nie ironicznie, nie chłodno, ale delikatnie i w miarę spokojnie.
-Oh, daj już mi spokój.- mruknąłem buńczucznie. Nie miałem zamiaru kontynuować rozmowy na ten temat.- Może się wreszcie pogodzimy, co? Szczerze, to ten plan i tak nic by nam nie dał. A, jeszcze jedno, usłyszałem przed chwilą bardzo ciekawe rzeczy…
***
-Makao!- zawołałam uśmiechając się szeroko.
-Jak to możliwe? Na pewno oszukujesz!- westchnął Max, ale nadal się uśmiechał. Gra z nim, toczyła się tak miło i zabawnie, że kompletnie zapomniałam o zdarzeniach z tego dnia. Naprawdę taka rozrywka z nim mi bardzo pomogła.
-Nie oszukuję, ja po prostu jestem w tym dobra!- zawołałam, robiąc obrażoną minę, a potem oboje głośno się zaśmialiśmy. Albus dalej był na mnie zły, chociaż dostrzegłam u niego cień uśmiechu.
-O, Albus. Daj już spokój. Nie możesz być wiecznie na mnie obrażony. Ty przecież tygodnia beze mnie nie wytrzymasz!- zawołałam uderzając go lekko pięścią w ramie. Potter zrobił obrażoną minę, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odwrócił ode mnie głowę, dumie unosząc podbródek do góry.
-Idiota.- westchnęłam i wróciłam do gry z Max’em. Bardzo szybko go polubiłam, niestety musiał zacząć ten temat.
-Jak długo kolegujesz się z Emily i Clary?- zapytał tasując karty.
-Chyba raczej kolegowałam- westchnęłam- od początku roku. Dzielimy razem dormitorium, a przyjaźń zaczęłam tak nieco później, jak się bardziej poznałyśmy. Ogólnie to i tak bardziej się zżyłam z Emily. Clary zawsze wydawała mi się taka…- no właśnie. Jaka? Nawet się nad tym nie zastanawiałam, a coś odpychało mnie od tej dziewczyny. Chyba się domyślam co. Zawsze ją otaczała taka chłodna aura. Tak, wiem, że to dziwne, że czuję czyjąś moc, ale tak było. Poczułam tę aurę gdy pierwszy raz dotknęłam jej ręki. Było to chyba dwa dni temu. Pomagałam jej przy zadaniu na Eliksiry. Poczułam to. Ja naprawdę byłam w stanie wyczuć jej moc, jej magię. Tak samo jak siedziałam obok Emily. Czułam aurę szczęścia, dlatego tak miło mi się z nią spędzało czas. Tak samo jak pocałowałam Scorpiusa. Znów to czułam. Czułam jego moc, która tak diabelnie mocno mnie przyciągała i przyciąga. To jest…. Dziwne.- Odmienna.- zakończyłam zdanie, a wszyscy trzej chłopcy bacznie mi się przyglądali. Musiałam się naprawdę długo zastanawiać.
-Wybaczcie jej to. Ona ma czasami takie „zaćmienie mózgu”.- parsknął Albus, a ja przewróciłam oczami.
Zaraz, zaraz. Siedzę teraz obok Albusa. Może uda mi się wyczuć jego magię? Patrzę na niego ukradkiem, na szczęście odwrócił wzrok, znów w kierunku książki, nad którą ślęczy. Nagle poczułam taką dziwną falę. Ciepłą i za razem zimną. Czuję jakby… wielką ciekawość, inteligencję, pomieszaną z niezwykłą odwagą. Ciekawe połączenie. Tak jakby… nie to niemożliwe…Krukon i Gryfon?
***
-Że co? Serio?- zawołał Bert, a jego oczy chciały wyjść z orbit.- Gryfonka? Taki pomysł?! Jakim cudem jej nie ma w Slytherinie?
-Nie mam pojęcia, ale nie to jest teraz ważne. Teraz liczy się Rose.- powiedziałem stanowczo. Patrzyłem to na Berta, to na Freddy’ego, który, o dziwo, siedział cicho przez cały czas.
-Ale po co mamy jej pomagać?- zapytał nagle, a ja, tak samo jak Bert, szybko na niego spojrzeliśmy. Teraz obudził się w nim prawdziwy Ślizgon, szczególnie patrząc na perfekcyjny ironiczny uśmieszek. Tyle, że jest wesoły i optymistyczny jak Puchon.
Po jego pytaniu nastąpiła cisza. Racja, dla nich Rose nie ma żadnego znaczenia, a dla mnie… Sam nie wiem. Miałem wrażenie, że za każdym razem gdy nasze usta się stykały czułem coś więcej. Nie umiem tego określić. To coś wtedy mnie otaczało, ogarniało i jakby przyciągało, tak, przyciągało to najdokładniejsze porównanie. To coś przyciąga mnie do Rose jak magnez. Niesamowite, jednak, czym jest to „coś”.
-Oj dajcie spokój!- warknąłem, aby tylko przerwać ciszę. Bardzo dobrze wiem, o czym myśleli. Zadali sobie to samo pytanie co ja sobie.
-Zachowujesz się jak „supermegaodważny” Gryfon.- parsknął Bert. Serce zabiło mi mocniej. On nic nie może podejrzewać. Nie może.
-Uznaję to za obrazę.- mruknąłem z obojętną miną.- Ty za to uważasz się chyba za Krukona…- dodałem z miną pełną wyższości.
-Oj dajcie spokój! Może być świetna zabawa!- zawołał radośnie Freddy.
-A ty, za to zachowujesz się jak Puchon z wahaniami nastroju.- mruknął Bert przewracając oczyma. Czyli nie tylko ja to zauważyłem u Freddy’ego. Tak samo Bert zauważył Gryfona we mnie… Zaraz, zaraz. Tak samo jak ja, i Bert, no i Freddy zauważyliśmy Ślizgonkę w Clary… Tak samo rozpoznałem w Rose krew Slytherina… Co tu nie gra.
***
Max to naprawdę wspaniały chłopak! Tak dobrze mi się z nim rozmawia. Albus dalej zgrywa obrażoną panienkę, Daniel jest pogrążony w lekturze, jedynie czasami wtrącając się w nasze dyskusje, a ja i Max graliśmy w karty, teraz jednak żywo rozmawiamy.
-Twoi rodzice pracują w Ministerstwie?- zapytałam z wyraźnym entuzjazmem. Od tak szybkiej i żywej rozmowy, aż dostałam wypieków. Za oknami zrobiło się już ciemno, przed nami jeszcze trochę drogi… W przedziale zapaliło się delikatne, pomarańczowe światło, które tylko podkreślało moje rozpalone policzki.
-Tak! Mój tata jest aurorem, a mama pomaga pani Minister.- powiedział dumnie Max, uśmiechając się szelmowsko.
-Moja mama też pracuje w Ministerstwie, a mój tata też jest aurorem!- zwołałam, po czym razem zaśmialiśmy się wesoło.
-Grałaś kiedyś w Quidditcha?- zapytał nagle Max, zamykając poprzedni temat.
-Nie, ale bardzo bym chciała. Oglądałam kiedyś kilka meczy. Wygląda zjawiskowo. Mój brat, jak pojedzie do Hogwartu, będzie chciał się zgłosić do drużyny.
-Ja gram w Quidditcha. Zawsze w wakacje jadę do kuzynów i tam razem gramy. Również się zgłoszę do drużyny.- tutaj Max uśmiechnął się skromnie.- Jak chcesz to będę mógł się trochę nauczyć…- mruknął, bardzo cicho.
-A ja potrenuję z wami!- nagle Albus się obudził i żywo podskoczył na siedzeniu. Widząc nasze przerażone miny dodał- Chyba nie myślałeś, że zostawię ciebie sam na sam z moją kuzynką, co?- zapytał uśmiechając się złośliwie. Takim komentarzem zakończył naszą rozmowę.
***
-Ładnie tutaj prawda?- zapytała nagle Emily, chcąc rozluźnić atmosferę.
-Tak. Po prostu „zjawiskowo” jak to mówi Weasley.- wycedziła Clary, dumnie patrząc na miejsce, na którym wcześniej siedziała Rose.
-Z tobą to nawet porozmawiać normalnie się nie da.- parsknęła Emily, również odwracając wzrok, tyle, że w stronę okna. Od kiedy zapaliło się światło, ciężko jest patrzeć przez okno.
-Mogę zgasić światło?- zapytała blondynka, z nadzieją patrząc na koleżankę.
-Nie, bo właśnie będę czytać.- powiedziała sztywno czarnowłosa, po czym z obojętną miną, wyciągnęła się w stronę torby i wyciągnęła książkę. Z tego co widniało na okładce, była to książka od eliksirów.
Emily westchnęła i przewróciła oczami. Dobrze wiedziała, że skośnooka robi jej na złość, przecież przed chwilą się drażniły. To było iście Ślizgońskie ze strony Clary. Emily miała o niej swoje zdanie, które brzmiało 'Gryfonka z krwią Salazara'. Bo tylko tak można było opisać taki przypadek. Od kiedy Gryfonki zachowują się jak Ślizgonki? Ano właśnie. Rose. Takie samo pytanie zadawała sobie, z myślą o Weasley. Wydało jej się to dziwne, jak i za razem przerażające.
Magnes, nie magnez ;p
OdpowiedzUsuńMagnez to jest pierwiastek.
Powiedz mi, ile Ty masz lat?
Super się to czyta. ;)
Bardzo fajny rozdział c: Akcja dzieje się bardzo szybko, ale co tam xd
OdpowiedzUsuń